Brzechwa Krystyna
Świat poetyki Krystyny Brzechwy był zawsze światem baśni i groteski. (…) Oto wydawało mi się, że wstąpiłem w korytarze baśniowego zamku, gdzie na ścianach zawieszono mroczne portrety królów – antenatów. Aliści i baśń, i zamek, i portrety – mimo, że tak dziecięce w stylu wyobraźni i w plastycznej formie – dalekie były od dziecięcej przygody. (…) Wstąpiłem bowiem w zamek potężnej dynastii Herodów – kolędników, wiejskich przebierańców, którzy niosą przez śnieg i mróz ubogą legendę, naiwną poezję i odmrożone uszy. (…) Główny temat malarstwa Krystyny Brzechwy, zapoczątkowany w okresie martwych natur współczuciem dla ubóstwa i brzydoty przedmieść, rozwinięty w okresie królewskim poprzez czułość dla ludowej legendy, dla poezji prymitywu, doszedł chyba do szczytu crescenda: przyoblekł kształt miłości do wszelkiej biedy ludzkiej, królewskiej i plebejskiej, a wynikającej z filozoficznego losu człowieka, z jego ostatecznych i nieuchronnych przeznaczeń. „Dwa teatry Krystyny Brzechwy” Stanisław Grochowiak Galeria Sztuk, Warszawa 1966 (…) Niekiedy w jej obrazach widzimy słońce – gęstą, czerwoną kulę niedającą światła, gdzież jest źródło światła w jej obrazach? Jej przedmioty nie rzucają cienia, jej postacie nie są napełnione światłem wewnętrznym, jakaż więc lampa bezcieniowa oświeca to wszystko? Świat surrealizmu jest światem skojarzeń, lecz nie byle jakich, nie dowolnych. Wiem, że przełożenie obrazów na słowa będzie zawsze mniej czy więcej arbitralne; innej drogi, niestety, nie ma. Gdzież, więc lokować ten świat bezcieniowy? Lokuję go właśnie we wnętrzu owego czerwonego, niedobrego słońca, w czeluściach jego żaru, w piekle światła Brzechwy. To tu, unieruchomione na zawsze mogą trwać skazane na istnienie, a pozbawione nadziei fantasmagorie. Tu twarz nieruchomieje, ciało ścina się w kamień, a za to tańczą i snują się bez końca chimery umysłu. (…) Wiele tu inspiracji Piekielnego Breughla czy Hieronima Boscha, ale przecież nie jest to źródło ani wątek jedyny. (…) Zauważmy, że groteskowe, naturalistyczne, smutne czy udręczone postacie Brzechwy działają zawsze osobno, nie kontaktują się, chyba wręcz nie widzą siebie nawzajem. Ich bizantyjsko wielkie i znieruchomiałe oczy patrzą gdzieś w przestrzeń, w nic, ku niczemu. Ptakostwór pieści nogę kobiety, lecz wcale nie patrzy na nią. Łączy więc ludzi i dziwostwory wspólna sytuacja, wspólne trwanie, lecz nic więcej. (…) Brzechwa stworzyła sobie styl własny i wyraźny, duży format obrazu, dużą przestrzeń nasyconego koloru, groteskę taką a nie inną, motyw często biblijny. (…) No, nie groteska, oczywiście, to już nadrealizm. (…) Piotr Kuncewicz Galeria Sztuki Współczesnej „Nowy Świat”, Warszawa 1981