Autoportret na tle wspomnień - Cierpię na chorobę zawodową: patrzę obrazami. Wpatruję się w pejzaż, ale nie widzę natury, tylko płótna. Nie robię szkiców, maluję "z głowy". Jak w dzieciństwie. Wtedy też nie odbiera się świata realistycznie, lecz poprzez wyobraźnię - Tadeusz Dominik, lat 81, chętnie odwołuje się do odległej przeszłości. Jego najnowsze obrazy składają się na "Cykl mazowiecki". Wspomnienie krajobrazów z okolic Szymanowa, gdzie się urodził. Ubiegłoroczna retrospektywa w Królikarni, obejmująca półwiecze jego twórczości, sprawiła, że zapragnął powrócić do początków artystycznej drogi. Umownie i dosłownie. Dosłownie - jako że naprawdę za inspirację posłużyły motywy mazowieckie. Umownie - bo kompozycje powstają w podwarszawskiej pracowni z pamięci. Jak zawsze u Dominika, są znakowe, niekonkretne, jednak oddające aurę miejsca. A także porę roku, pogodę oraz dawne i obecne emocje artysty. Patrzę na pejzaż z żółtym niebem w różnobarwne kropki, z horyzontalnym pasmem wypełnionym plecionką pionów i poziomów, przerywanych kłębami miękkich, nieregularnych form. Wydaje mi się, że widzę układankę zagonów i poletek uprawnych, obramowanych miedzami z rytmem drzew. Poniżej horyzontu - jasnożółta połać. Na niej ekspresyjne, nieregularne pacnięcia ciemnoczerwoną farbą. Jakby dla podkreślenia wigoru przyrody. Nie mam wątpliwości: taki widok mógł zobaczyć tylko człowiek pogodny. Na początku słonecznego lata. Inny cudownie optymistyczny pejzaż, choć gama chłodna: rozbielone turkusy skontrastowane ultramaryną. Ale pośrodku płótna wzrok przyciąga różowo-beżowa plama. I dzięki niej całość emanuje delikatnym ciepłem. Skojarzenie: wczesna wiosna, natura dopiero nabiera rozpędu. To wrażenie potęguje kompozycyjny układ. Nie widać horyzontu, cały kadr wypełniają "obłoki" koron drzew. Ustawione w wielu planach, ale równomiernie zbiegające się ku łososiowemu centrum. W mazowieckim zestawie nie mogło zabraknąć krajobrazów zimowych. A może to już przednówek? Spod śniegu wyziera goła, wilgotna ziemia. Białe połaci przeplatają się brunatnymi poletkami, z bruzdami zgniłych zieleni. Serię dopełnia autoportret Tadeusza Dominika. Aktualny. Kolejny powrót do przeszłości - bo przecież artysta nieczęsto wykonuje swoje konterfekty. Tym razem sportretował się w rondzie, czyli na okrągłym podkładzie. W przeciwieństwie do symbolicznych pejzaży, podobizna jest realistyczna. Ale w tle pojawiają się pionowe, szerokie pasma. Abstrakcja. Jednak brązy zestawione z rozbieloną żółcią w pewien sposób nawiązują, odnoszą się do gamy Mazowsza zimą. Tak sobie myślę: Dominik jest dzieckiem styczniowym, spod znaku Koziorożca - pewnie namalował autoportret urodzinowy. Jeśli się mylę, to i tak bez znaczenia. Chciał, żebyśmy zapamiętali jego oblicze w kontekście zimy. Monika Małkowska