W jaskini Platona więzień może patrzeć jedynie na tylną ścianę jaskini, na którą padają cienie nieosiągalnej, zewnętrznej rzeczywistości. Takim więźniem, więźniem pamięci, jest Józef Wilkoń. Z własnej woli raz po raz odwraca się tyłem do rzeczywistości, aby spoglądać w przeszłość wypatrując utracone cienie... Przywołaniem przeszłości są rysunki robione ołówkiem, długopisem, pisakami, szczególnie te, które rysował w czasie podróży do Stanów, z okna samochodu, którym kierowała...Małgosia. Wilkoń nie przetwarza tych subtelnych rysunków, nie są one dla niego szkicami do obrazów, pozostają dziełami ostatecznymi. Dlaczego ? Czy odpowiedzi należy szukać w platońskiej interpretacji... Platon pisze, że jego więzień, gdyby nagle został wyzwolony i mógł spojrzeć w światło cierpiałby robiąc to wszystko, a tak by mu w oczach migotało, że nie mógłby patrzeć na te rzeczy, których cienie poprzednio oglądał... Być może pod Józkowymi powiekami kryją się barwne powidoki amerykańskich pejzaży. Nam pokazuje jedynie ich cienie. Pejzaże, które maluje później, akwarele, pastele, gwasze są barwne, nasycone zielenią drobnych liści, rozbielone czerniami mokradeł, zdominowane niebieskością nieba i ledwie czytelnymi falami Bałtyku. Są piękne, bo jakie miałyby być w wykonaniu takiego mistrza, jakim jest Wilkoń!? Maluje je przecież od dawna. Wśród pokazanych na wystawie pejzaży, są dwa przejmujące. Dwa widoki katowickiej szosy. Zobaczonej za dnia i w nocy. Szczególnie widok mrocznej, nocnej szosy robi niesamowite wrażenie nawet na kimś, kto nie wie, że tą właśnie szosa podążał wielokrotnie do Włoch Józek z Małgosią. Jeździli tam po liczne nagrody do Bolonii, do wydawnictw, z którymi Józek współpracował. Jest tam bardziej znany niż w Polsce, chociaż nie tak bardzo jak w Japonii. W czasie jednych z tych wypraw okradziono im samochód zostawiony na ulicy. Byli w rozpaczy. Nie z powodu skradzionego kożucha, ale z powodu skradzionych ilustracji, które wieźli do wydawnictwa. Ruszyli z miejsca i wówczas spod samochodu wyłoniły się rozrzucone ilustracje. Złodzieje nie poznali się na nich. Były warte znacznie więcej niż kożuch. Nocna, katowicka szosa pogrążona jest w czerniach. Za linią horyzontu nie ma niczego. Dojmująco pusta przestrzeń. W mrokach tej szosy kryje się cień, w który Józek jest wpatrzony od śmierci Żony, cień Małgosi. Andrzej Matynia